Powrót do przeszłości – Yema Led i Digidisc

Nowe, warte uwagi, Recenzje, Zegarki

Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte to niezwykle burzliwy okres na zegarkowym rynku. To wtedy właśnie, za sprawą kwarcowej rewolucji cały, ustalony dotąd porządek został postawiony na głowie. By nie zbankrutować, producenci z tamtego okresu musieli szybko dopasować się do zmieniających się realiów horologicznego rynku. Był to też czas licznych eksperymentów. Powstawały wtedy czasomierze niezwykłe, kuriozalne bądź po prostu szalone. Obecnie na fali sentymentu i mody na retrofuturyzm, wielu producentów wprowadza do swojej oferty zegarki inspirowane właśnie tamtymi czasami. Francuska marka Yema poszerzyła niedawno swoje, i tak przecież bogate, portfolio o dwa bardzo ciekawe modele, garściami czerpiące z dawnych zegarków tego brandu. Jak Francuzom udało się wskrzeszenie ducha lat siedemdziesiątych?

Zacznijmy od tego że dwa modele zegarków Yema będące bohaterami dzisiejszego tekstu nie są zegarkami „z nikąd”. Yema nawiązuje w nich do swojej bogatej historii i modeli dawniej przez tą markę produkowanych. Są to więc raczej współczesne interpretacje historycznych modeli francuskiej Yemy, a nie jedynie próba wstrzelenia się w aktualne trendy.

Przejdźmy jednak wreszcie do samych zegarków. Yema zafundowała nam bowiem prawdziwe rarytasy. Mamy tu bowiem do czynienia z modelem LED’owym oraz z tzw „gazomierzem”, czyli zegarkiem prezentującym czas na obrotowych dyskach. Obydwa te typy czasomierzy są dzisiaj raczej rzadko spotykane. Nie minę się chyba dalece z prawdą pisząc, że znane są prawie wyłącznie wśród zegarkowych entuzjastów. Tym bardziej cieszy, że dzięki właśnie takim współczesnym inkarnacjom, wiele osób będzie miało szansę się z nimi zapoznać.

Zegarek męski Yema Navygraf Heritage Steel

Zegarek męski YEMA Spacegraf ZERO-G Steel Black

Beczka miodu

Obydwa zegarki Yema zamknięte zostały w raczej niewielkich kopertach. W przypadku modelu Yema Digidisc jest to 36mm, a Yema LED 37,5 mm. Sami przyznacie, że jak na współczesne standardy nie są to duże zegarki. Osobiście takie właśnie rozmiary uważam tu za zaletę – po pierwsze są one spójne z designem obydwu modeli (uważam, że przeskalowane do standardowego dziś rozmiaru 40mm straciły by sporo na swoim unikalnym charakterze), a po drugie taka wielkość czasomierza dobrze oddaje charakter pierwowzorów z lat siedemdziesiątych.

Oktagonalna koperta modelu Yema LED zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Matowe wykończenie frontu zestawione zostało z polerowanymi bokami co daje bardzo fajny efekt. Grawerowane logo Yemy umieszczone pod wyświetlaczem stanowi miły dla oka detal. Centralne miejsce na froncie zegarka zajmuje oczywiście wyświetlacz ledowy. Jego wskazania wywołujemy umieszczonym z boku koperty pusherem. Muszę szczerze przyznać, że zakochałem się w tym wyświetlaczu. W dobie wszechobecnych LCD jest on cudownie anachroniczny, a patrzenie na jarzące się jasno cyfry daje ogromną przyjemność.

Jeszcze lepsze wrażenie robi zegarek męski Yema Digidisc. Koperta o kształcie dwupoziomowego ,zaokrąglonego prostokąta, to ponownie umiejętne zestawienie powierzchni satynowanych i polerowanych. O ile już w modelu Yema Led jakość wykończenia robiła spore wrażenie, tak tutaj mamy do czynienia ze jeszcze wyższym poziomem „dopieszczenia”. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak obydwa modele różnią się od siebie dość znacznie ceną.

Wracając do Digidisc’a.. Na froncie, pod szafirowym szkiełkiem (w modelu Yema LED mamy szkiełko mineralne) znalazła się efektowna tarcza. W wycięciu o nieregularnym kształcie widzimy wycinek dwóch obrotowych dysków, na które na niesiono oznaczenia minutowe i godzinowe. Sposób prezentacji godziny przypomina tu ten znany z zegarków elektronicznych (godzina:minuty), stąd też wzięło się „digi” w nazwie owego modelu. Dodatkową ozdobę stanowią w Yema Digidisc poziome pasy naniesione na tarczę.

Łyżka dziegciu

Zarówno Yema Led jak Yema Digidisc zawieszone zostały na oldschoolowych, stalowych bransoletach. Różnią się one od siebie w zasadzie jedynie szerokością. W zegarku ledowym jest to 20 mm, zaś w gazomierzu 24 mm. Bransolety znakomicie prezentują się w połączeniu z czasomierzami, idealnie wpasowując się w ich nieco retrofuturystyczny design. Na tym mógłbym zakończyć opis bransolet, gdyby nie pewien detal, który mnie osobiście bardzo tu razi. Chodzi konkretnie o fakt, że obydwie bransolety nie są wykonane z litych ogniw a z giętych płatów stali. Patrząc na nie od boku bez trudu można zauważyć miejsce gięcia i łączenia.

Tak, zdaje sobie sprawę, że Yema decydując się na takie rozwiązanie miała najpewniej w zamyśle jak największą wierność pierwowzorom z lat siedemdziesiątych. I tak, zgadza się, użyta do ich produkcji stal jest gruba i w niczym nie przypomina ceniutkiej blachy stosowanej w bransoletach tego typu, sparowanych z tańszymi zegarkami. Ba, bransolety te sprawiają wrażenie bardzo trwałych i porządnych a ich jakości wykonania nie mogę nic zarzucić. Mimo wszystko jednak, brak litych ogniw stanowi dla mnie rysę na świetnym wrażeniu jakie zrobiły na mnie te zegarki. Oczywiście jest to tylko moja subiektywna opinia – większość pracujących u nas osób nie miała żadnych zastrzeżeń co do bransolet. Możliwe więc, że po prostu wybrzydzam na siłę 😉

Zegarek męski YEMA Rallye Mario Andretti Special Edition

Zegarek męski YEMA Flygraf Pilot M1

Mechanizmy w Yema LED i Digidisc

Nikogo nie powinien zaskoczyć fakt iż zegarek Yema Led pracuje pod kontrolą mechanizmu kwarcowego. Jest to specjalna, opatentowana wersja mechanizmu przystosowana do pracy zegarkami ledowymi. Jeśli chodzi o dostępne funkcje to…są dwie 😉 Zegarek pokaże nam aktualną godzinę bądź też datę. Do wywoływania obydwu funkcji służą dedykowane pushery. Tak, zgadza się – wyświetlenie godziny wymaga wciśnięcia przycisku. Jest to mechanika charakterystyczna dla zegarków ledowych. Ciągłe świecenie wyświetlacza powodowałoby błyskawiczne rozładowanie baterii. Rytuał ten ma swoisty urok i mnie osobiście sprawia on sporą przyjemność. Do tego stopnia, że obcując z Yema Led co chwilę wduszałem jeden z przycisków, tylko po to by popatrzeć na świecące diody 🙂

Yema Digidisc to już trochę inna bestia.Tutaj za pracę zegarka odpowiada inhousowy werk Yemy o oznaczeniu YEMA2000. Jest to mechanizm automatyczny łożyskowany na 29 kamieniach. Rezerwa chodu wynosi 42h a deklarowana dokładność mieści się w granicach +/- 10s na dobę. To bardzo udana konstrukcja, z powodzeniem stosowana w wielu modelach tego producenta. Warto nadmienić, że w pierwowzorze, czyli modelu Yema Jump-hour zmiana wskazania godziny odbywała się skokowo, natomiast we współczesnym wcieleniu mamy do czynienia z płynnym ruchem ciągłym dysku godzinowego. Nie poczytuję jednak tej rozbieżności za wadę, gdyż implementacja takiego rozwiązania pociągnęłaby za sobą wzrost ceny zegarka. Wspominałem już, że obydwa modele są wodoszczelne w klasie 10 ATM?

Podsumowując…

Nie traktujcie proszę powyższego tekstu jako recenzji, to jedynie mały rzut okiem na te dwa ciekawe zegarki ( jeśli jednak chcielibyście przeczytać ich pełnoprawne recenzje dajcie znać w komentarzach ). Mimo to jednak, zdążyłem wyrobić sobie o nich opinię. W moim odczuciu Yema Led i Yema Digidisc to konstrukcje bardzo udane. Na pochwałę zasługuje wysoka jakość wykonania i piękne wykończenie kopert (zdjęcia tego nie oddają). Yemie udała się dwukrotnie trudna sztuka, wskrzeszenia historycznego modelu, nie tworząc w efekcie jego karykatury. Nawiązania do zegarków z lat siedemdziesiątych są tu jak najbardziej widoczne. Jednak nawet pomijając element nostalgii i sentymentu, są to po prostu ładne i ciekawe czasomierze z własnym charakterem. Jedyną ich wadą, w moim odczuciu jest wspominany wcześniej brak litych ogniw w bransoletach. Biorąc jednak pod uwagę to, jak dobrze wypada całokształt jestem im to w stanie wybaczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć tych tagów i atrybutów HTML:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

single.php